Kiedy nadchodzi czas Wigilii i po, wracają wspomnienia sprzed dobrych kilku i więcej lat.W większości przypadków Wigilia odbywała się u moich dziadków w Rzeszowie.Mieliśmy do pokonania, bagatela, 60 km.Zbierała się wtedy cała nasza rodzina.Najbardziej lubiłam czas przedwigilijny.
Kilka dni przed, moja babcia piekła wspaniałe ciasta, które chowała przed łakomczuchami do szafek.Były to: wuzetka przekładana kremem dwukrotnie, ciasto królewskie: ciasto kruche z masą orzechową i jabłkową, makowiec (nie rolada makowa!) z jabłkami i wiśniami, szarlotka, serowiec i ciasto drożdżowe - warkocz pleciony.
Siedziałyśmy w kuchni cały dzień.Pomagałam jej w pichceniu.Lubiłam to, bo była to też okazja do rozmów o życiu, o rodzinie.Opowiadałam jej o szkole, o moich rozterkach sercowych i innych duperelach.Przy okazji usłyszałam historie sprzed lat. Z perspektywy czasu, gdy myślę o tym - ten czas był bezcenny.
Przez dwa dni w wannie pływały karpie.Trochę się ich bałam.Rybki przynosił dziadek.Natomiast babcia zajmowała się resztą...a my, tzn. ja i dziadek zamykaliśmy się w drugim pokoju.
Dziadek robił zakupy.Kursował po sklepach i wciąż był w biegu.Coś załatwiał, coś przynosił, kogoś poznał, spotkał, z kimś zawsze zagadnął, dowiedział się o czymś i o kimś, że to i tamto, kto i co.Żywe srebro, dusza towarzystwa i choleryk w pozytywnym słowa tego znaczeniu.
Babcia spokojna, wyważona, domatorka - pani domu.
Jak to na Podkarpaciu jest, w wigilię obowiązkowo musiały być pierogi.Pierogi z kapustą i grzybami, ruskie i z owocami dla dzieci.
Na stole leżała figurka Pana Jezusa na sianku, a wokoło opłatek z miodem, którym dzielimy się, składając najlepsze życzenia.Dlaczego z miodem?bo, odrobina miodu symbolizuje dobrobyt i bogactwo.
Na pierwsze danie był przepyszny barszcz biały na wywarze z grzybów z uszkami.Babcia lepiła całe mnóstwo uszek, więc było ich pod dostatkiem.Brała zawsze pod uwagę, że będą dokładki.I były!
W kolejności ustawiały się: kapusta gotowana z grzybami i z białym grochem, smażony karp lub pstrąg pieczony z jarzynami, z kiszoną kapustą i ziemniaczkami i karp w galarecie po żydowsku.
A na końcu Wigilii - śpiewanie kolęd i wcinanie ciast.Później miętowa herbatka i rewelacyjny, na poprawę trawienia, kompot z suszek.
Zdarzało się, że czekaliśmy do północy, po to, aby pójść na pasterkę.
Nie było zwyczaju prezentów pod choinką. Oczekując na wigilię nie czekaliśmy na prezenty.Prezenty dostawaliśmy od Mikołaja w mikołajki czyli w nocy z 5/6 grudnia - tylko wtedy.
Pierwszy i drugi dzień świąt upływał w przyjemnej atmosferze.Najbardziej lubiłam wyjście do kościoła, atmosferę tego miejsca i śpiewanie kolęd.
Jeśli nie wyjeżdżaliśmy do dziadków, to wtedy świętowaliśmy u nas, czyli w moim rodzinnym domu.Wówczas, również wszyscy gromadziliśmy się przy stole.Wielki zjazd rodzinny raz w roku. I to było fajne.Ciepły, pełen długich rozmów, radosny czas.
Te święta spędzaliśmy u rodziców męża.W mazowieckim trochę inaczej się je obchodzi.Też dzielimy się opłatkiem. Zamiast barszczu z uszkami jest zupa grzybowa.Są pyszne krokiety z kapustą i grzybami i czerwony barszczyk.Nie ma smażonego karpia i ryby w galarecie, ale jest ryba po grecku na zimno i śledzik w oleju. W tym roku wylądowały na stole wigilijnym moje pierogi ruskie i makowiec.
A jaka potrawa wigilijna najbardziej Wam smakowała? Mi smakowały krokiety teściowej i ...moje pierogi ruskie z cebulką:)
Nie wspomniałam o prezentach.Było ich całe mnóstwo pod choinką.Po wigilii - ich rozpakowywanie.I żadnej rózgi.Dobrze.Jak byłam mała to dostawałam rózgę z prezentem i było mi chyba smutno wtedy..
Największą radość z prezentów miały dzieci.Mikołaj chyba przesadził odrobinę- choć moim zdaniem nie- bo następnego dnia Majka mówi:
Mamo, mi to w ogóle się miesza już wszystko, tyle prezentów dostałam, że nie wiem ile.Ja już nie chcę dostawać żadnych prezentów! żadnych!Może oddamy komuś trochę moich zabawek, bo mam za dużo.O na przykład tego dinozaura.
Majka nie ma dużo zabawek.Zabawek nie kupujemy prawie w ogóle. Dostaje przy okazji.
Ja: Maju, jak Twój braciszek podrośnie i przestanie bawić się tymi zabawkami to oddamy dzieciom , które nie mają ich w ogóle.
Majka: Ja chcę teraz.
Więc, pomyślimy nad tym i spakujemy paczkę.Jedyne zabawki, jakie zostaną na pewno to klocki, puzzle, gry planszowe, tory i przytulanka-piesek. Tych nie odda.To wiem.
Mi najbardziej zawsze smakuje barszcz, a następnego dnia gołąbki :D
OdpowiedzUsuńU nas z kolei zabawek pełno. Te, które Malucha nie interesują też oddajemy innym dzieciom :)
dobrze robicie,też oddaję innym dzieciaczkom w rodzinie.Czasem robię tak,że chowam i wyjmuję po kilku miesiącach i.. mamy nowe zabawki:)
UsuńCiepło zrobiło mi się na sercu... Moja Babcia robiła najlepsze na świecie pączki i bigos (mniam!). I była podobna do Twojej Babci, podobnie jak Dziadkowie. Pamiętam, że Babcia biegała między salonem a kuchnią, a Dziadek zabawiał towarzystwo... Dziękuję za przywrócenie mi tych wspomnień:)
OdpowiedzUsuńA o pączkach nie wspomniałam, ale moja też robi wyśmienite pączki z różą.Teraz to w ogóle mają wiele wspólnego..nasze babcie.
UsuńEee, Twoja na pewno nie robi tak dobrych jak moja:)
Usuń:)
:)
oj, mylisz się. Kiedyś moja babcia wygrała, w miasteczku, w którym kiedyś mieszkała, konkurs zorganizowany wśród gospodyń domowych na najlepsze pączki w tłusty czwartek:)))
Usuń:D No dobra, Twoja robi lepsze:)
UsuńPiękne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńI fajna postawa córci :) Szkoda, że moja tak nie umie...
dzięki.Czasem mnie zadziwia, ale sobie myślę, że to chwilowe, na drugi dzień jej się zmieni.I nie zmienia się, trzyma się tego co powiedziała.Tak jest w większości wypadków.
Usuńwspaniałe wspomnienia ...
OdpowiedzUsuńmasz taką mądrą córeczkę !
dziekuję:)
UsuńMajeczka jest niesamowita! Uściski dla Twojej rozsądnej córeczki :)))
OdpowiedzUsuń