piątek, 20 września 2013

Dinozaury do ... poduszki?

Atlas dinozaurów - lektura obowiązkowa, do poduszki. Gdzie tak jest? Ano, u nas w domu takie rzeczy się dzieją.  

Atlas dinozaurów, Steve Parker, wydawnictwo Olesiejuk.



Już piąty dzień (wczoraj był) czytam córce pozycję pt: "Atlas dinozaurów", który dostała kiedyś od swojego kuzyna i który przeleżał swoje na półce z innymi książeczkami.
Fascynacja tymi sympatycznymi zwierzakami u mojego dziecka jest "wtórna". Rok temu, po raz pierwszy czytałyśmy książki  o dinozaurach. I wtedy, Maja zapałała sympatią do dinozaura o wdzięcznej nazwie Majazaur - najmilszego,  najbardziej rodzinnego spośród wszystkich dinozaurów. I to było fajne. Dinozaury mogą dać się lubić.
Nic nie szkodzi, że Maja zna na pamięć treść atlasu, tzn. co, o czym i gdzie jest napisane, na której stronie; jak wygląda diplodok i że jest roślinożerny, który dinozaur mógłby zaatakować którego, który jest silniejszy, rodzaje ogonów wielkich gadów, dlaczego jednemu dinozaurowi zęby wystają z paszczy, a innemu nie, albo nie ma ich w ogóle. Deinonych okazuje się, śmiesznym, według Majki, dinozaurem. Pewnie dlatego, że ma długi, wciąż uniesiony ku górze ogon? I welociraptor też jest niczego sobie.


Dowiedziałam się przy okazji, że dinozaury wyginęły 65 mln lat temu, oraz, że gady morskie, ryby, ptaki miały więcej wspólnego z tymi wielkimi zwierzakami niż myślimy. Dinozaury osiągały 13 metrów długości, a największe latające w historii świata zwierzę-dinozaur  miało 12 m rozpiętości skrzydeł i wiele ciekawych informacji, o których nie miałam pojęcia. 
I proszę, można się wyedukować przy dzieciach. Nikt mnie nie zagnie na quizie z wiedzy o dinozaurach. A czytanie bajek wcale nie musi być nudne.



Jakby ktoś się zastanawiał: czy córka śpi spokojnie po takiej dawce wiedzy?
Odpowiem: jak suseł. Spokojnie przesypia całą noc, a rankiem budzi się w wyśmienitym nastroju.

środa, 18 września 2013

Dyscyplina?


Dyscyplina wydaje się twardym i mocnym słowem, ale w moim odczuciu, odpowiednio użyta może mieć pozytywne znaczenie i wydźwięk. Potrafi przynieść wiele  dobrego.

 Dyscyplinę wprowadzamy w odpowiednim momencie. Kiedy już się nie złościmy, nie denerwujemy, ponieważ, kiedy puszczają nerwy, uczestnicy konfliktu "podnoszą" swoje "psychologiczne tarcze" i bardziej zajmują się atakiem i obroną niż próbami znalezienia realnego rozwiązania problemu. Jeśli do problemu podchodzimy po wygaśnięciu gwałtownych emocji, wtedy łatwiej nam sprawiedliwie ocenić sytuację.
Chociaż, często najlepszym rozwiązaniem jest natychmiastowa reakcja na złe zachowanie, to niestety nie zawsze możemy tego dokonać.
Kiedy my, rodzice jesteśmy zdenerwowani często wymyślamy kary zbyt surowe i trudne do wyegzekwowania. 

Dawajmy wybór.  
Kolejnym ważnym czynnikiem dysplinującym to dawanie wyboru. Takie podejście zwiększa dziecięce poczucie kontroli i zmniejsza potrzebę reagowania buntem. Jeśli rodzic daje dziecku wolny wybór dotyczący jego postępowania i nie ingeruje, to dziecko często wybiera najlepsze rozwiązanie.
Przykładowo: "albo posprzątasz zabawki po sobie, albo nie wychodzimy dziś na plac zabaw." Zachowanie dziecka pokaże jakiego dokonało wyboru!

O co chodzi w tym wszystkim? Chodzi o to, aby nauczyć dzieci, jak być samodzielnym, odpowiedzialnym i szczęśliwym dorosłym człowiekiem w naszym obecnym świecie.

Zawsze wyciągajmy konsekwencje ze złego zachowania dziecka, bowiem to go uczy co jest dobre, a co złe. Celem naszym jest zmiana zachowań, które stwarzają problemy, a nie udowodnienie , kto ma rację , a kto jej nie ma.
Stosowanie takiego konstruktywnego podejścia daje dzieciom ważną lekcję życia, ponieważ dzieci uczą się na konsekwencjach swoich , własnych błędów.

Tak się zastanawiam, od kiedy wprowadzać dyscyplinę? Kiedy nasze dziecko jest już przygotowane do jej zrozumienia? Myślę sobie, że intuicja podpowie i podpowiada nam wiele spraw, a poradniki są tylko swoistego rodzaju wskazówką i drogowskazem, w którym kierunku możemy zmierzać, aby uczynić nasze dzieci szczęśliwe i samodzielne.


Na podstawie książki Kevina Steede'a "10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców" z serii wychowanie dzieci.


niedziela, 15 września 2013

Rób to, co mówię, a nie to, co robię.

             Rób to, co mówię, a nie to, co robię.

     błąd nr 7


Chcemy, aby nasze dzieci darzyły nas miłością i szacunkiem. Tak będzie, a może tak jest, pod jednym warunkiem: jeśli my będziemy  okazywać szacunek i miłość naszym dzieciom. Jedną z najskuteczniejszych metod rodzicielskich jest ta o byciu wzorem dobrego zachowania.
Jeśli nasze zachowania mają tak głęboki wpływ na dzieci, zobowiązuje to nas do zachowania się właściwie.
Przykładowo, jeśli mijamy się z prawdą, rozmawiajac z kimś przez telefon, bo chcemy wykręcić się od np. niechcianego spotkania, to nie dziwmy się, kiedy nasze dziecko kłamie, kiedy pytamy, kto zbił  wazon.
Jeśli palisz papierosy i pijesz alkohol, a mówisz dzieciom, żeby tego nie robiły, to jak myślisz, jaki będzie tego efekt?

Nasze podstawowe przekonania i wartości - czyli to, co czyni nas takimi, jacy jesteśmy - za sprawą naszych działań są wyraźnie komunikowane dzieciom
To, co robimy, ma na nie o wiele większy wpływ, niż to co mówimy.

Wydaje się, że dzieci instynktownie wiedzą, iż czyny więcej mówią o człowieku niż słowa. Bez przerwy szukają rozbieżności pomiędzy tymi dwoma sprawami. Pomyślmy, większość ważnych pytań  dzieci bierze się stąd, że nie mogą one połapać się w tym, czego je uczono, a co zaobserwowały.

Uczymy dzieci  zarówno rzeczy dobrych i złych. Rodzice mogą wpływać na zmianę zachowania swoich dzieci, ale również uczą je życia i siły charakteru. 

Jeśli rodzice współpracują z dzieckiem, to będzie ono potrafiło współdziałać z innymi. 

Jeśli dziecko widzi, że rodzice szanują uczucia i potrzeby drugiego człowieka, to będzie też tak postępowało.

Jeśli poglądy nastolatka zostały wysłuchane i uznane, to on również chętnie posłucha, co mają do powiedzenia rodzice.

Czy na wartości, wśród których dorasta dziecko mogą mieć wpływ: media   wszechobecne, środowisko rówieśników i inne negatywne informacje  z zewnątrz?
Tak sobie myślę, że jeśli wartości, pozytywne przekonania i mądrości życiowe wśród, których nasze dzieci dorastają są trwałe, to są one (dzieci) w stanie odrzucić wszelkie negatywne wpływy i informacje  z zewnątrz, którymi są bombardowani na codzień. 

Ale, ale... czy mamy chronić nasze dzieci przed wszelkimi złymi wpływami z zewnątrz? Niekoniecznie. Zetknięcie się z wyzwaniami życiowymi uczy je zaradności, daje możliwość oceny sytuacji i rozwija system wartości i umiejętności radzenia sobie w różnych sytuacjach.

Najlepsze co możemy zrobić to dbać o relacje z dzieckiem, co pozwala na otwartą rozmowę o sprawach budzących niepokój.

Wartości, którym hołdujemy dzisiaj, są wartościami i czynami, które jutro zostaną przyjęte przez nasze dzieci.


Na podstawie książki Kevina Steede'a "10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców" z serii wychowanie dzieci.

niedziela, 8 września 2013

Zrobię to za ciebie

                                                             "Zrobię to za ciebie"
                                                               
                                                            błąd nr 6


Zapowiadam kontynuację mojego cyklu "10 błędów popełnianych przez rodziców"!
Nieuniknioną częścią życia jest fakt, że nasze dzieci będą spotykały na swojej drodze trudności i przeszkody. A my, jako  nadoopiekuńczy rodzice, a może nie nadopiekuńczy, będziemy dawali im rozliczne rady (bo to akurat u nas się sprawdziło), aby ustrzec nasze pociechy przed rozczarowaniem, bólem, problemami, które sami doznaliśmy.
W naturalny sposób, rodzice chcą chronić dzieci przed popełnianiem błędów i podejmowaniem decyzji tzw. miej-niż-doskonałych.

Mając być przewodnikiem w życiu swoich dzieci, wpadają w pułapkę "zrobię to za ciebie".
W ten sposób pozbawiamy nasze dzieci możliwości uczenia się na własnych błędach. Nieświadome zachęcamy je, poprzez tzw. dobre rady zależności od nas, zamiast uczyć je samodzielności i niezależności.

Nie pozwalając dzieciom doświadczać konsekwencji swojego postępowania, powodujemy ich frustrację i zniechęcenie, ponieważ zostaje ograniczone ich naturalne pragnienie rozwoju i dorastania.

Uczenie się na własnych błędach, nie powinno mieć miejsca,  tylko wówczas, kiedy zagraża bezpieczeństwu dziecka lub zostają naruszone prawa innych. To oczywiste.
W innych przypadkach pozwalajmy dzieciom uczyć się na logicznych konsekwencjach swojego postępowania lub pomagajmy w rozwiązywaniu problemów tylko wtedy, gdy konieczna jest  ingerencja rodzica.

Sama nie raz "łapałam się" na tym, że wyręczałam moją 4-latkę. Za wolno się ubierała, to jej pomagałam. Nie chciała jeść, mówiłam: nakarmię cię. 

Jak dziecko może mieć motywację do ubierania się, skoro wie, że i tak mama go ubierze?

Pewne, sprawy należy ustalić wcześniej z dzieckiem. Ustalamy zasady i konsekwentnie się ich trzymamy. Na przykład, gdy dziecko nie ubierze się, to nie będzie oglądania bajek. Pomagamy mu  ( tu: np. w ubieraniu) ewentualnie wtedy, gdy poprosi o pomoc w wykonaniu konkretnej czynności. Pokazujemy wtedy, jak samemu poradzić sobie następnym razem.
Podejście takie wymaga trochę więcej wysiłku, ale zaowocuje sukcesem na długi czas.

Tak sobie teraz myślę, że zaczynam lepiej rozumieć skąd bierze się znany wszystkim mamom bunt dwulatka, który u jednych dzieci rozpoczyna się w  różnych momentach ich życia.
Dzieci chcą wtedy robić wiele rzeczy..same! Same chcą się ubierać, jeść, wycierać sobie pupę, same wsiadać na auto, na rower, poznawać świat, biegać, próbować i smakować  życia.
Pewnie, że nie możemy im na wszystko pozwalać, ale jeżeli konsekwencje postępowania nie zagrażają zdrowiu czy życiu naszego maluszka, to dajmy dziecku smakować świat.
To co z tego, że będzie  umorusane, ucząc się jeść samodzielnie i kaszka wyląduje na ścianie? Będziemy mieli więcej pracy, ale dziecko będzie szczęśliwe, bo samo nauczyło się wkładać łyżeczkę do buzi. 
Wiem co piszę, bo mój synek ma nieco ponad roczek  i nie pozwala się karmić. Złości się, kiedy nie może sam jeść. Idąc na kompromis z mamusią, niekiedy pozwala drugą łyżeczką  sobie pomóc.

Pozwalanie dzieciom na doświadczanie logicznych konsekwencji swoich działań dotyczy dzieci w każdym wieku.
Spójrzmy na taką sytuację: jeśli nastolatek zapomina wrzucać brudne ubrania do kosza z praniem, nauczy się to robić, kiedy nie będzie miał w czym pójść do szkoły.
Jeszcze lepiej byłoby od początku uczyć nastolatka odpowiedzialnym za pranie swoich rzeczy.

Rozwiązywanie problemów

To o czym pisałam wyżej. W sytuacjach, gdy niezbędny jest aktywny udział rodziców w życiu dziecka, ważne jest, by angażować także dziecko. Chodzi tu o rozwiązywanie problemów. Kiedy pojawi się taka sytuacja, rodzic osiągnie więcej, prosząc o pomoc dziecko i wspólnie rozwiązując problem, a nie wydając rozkazy i tzw.dyrektywy.
Taki proces wymaga trochę więcej wysiłku i czasu, ale zmniejsza prawdopodobieństwo konfliktu  miedzy rodzicem, a dzieckiem. Włączając w ten proces dziecko, dorosły może zapewnić lepszą współpracę i poczucie spełnienia, gdy problem zostanie rozwiązany.

Podsumuwując, kiedy to możliwe pozwalajmy dzieciom uczyć się na logicznych konsekwencjach swojego postępowania. Rozwiązywanie problemów za dzieci wywołuje ich złość i pogłębia zależność. Uczenie się na własnych błędach jest niewłaściwe tylko wtedy, kiedy zagraża bezpieczeństwu dziecka lub zostają naruszone prawa innych. Pomagajmy w rozwiązywaniu problemów tylko wtedy, kiedy konieczna jest nasza ingerencja.

Na podstawie książki Kevina Steede'a "10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców" z serii wychowanie dzieci.

wtorek, 3 września 2013

Akcja - sznurowanie butów. Kamilka sznuruje buty.

Nigdy specjalnie nie zastanawiałam się, nad faktem, czy moja córka potrafi sznurować buty czy nie. Bo nie było takiej potrzeby. Przecież większość mam, w tym i ja, kupuje dzieciom buty albo na rzepy, albo wsuwane, albo na zapinki, albo z zameczkiem na boku itd., żeby było łatwiej i szybciej wdziać buta.
Kiedyś, sznurowanie to była podstawa. Każdy przedszkolak to potrafił. Pamiętam dokładnie jak mój Tata uczył mnie tego fachu i mając 3 lata, całkiem nieźle  mi wychodziło zasznurowywanie  butów na kokardkę. 
Zbliża się jesień i tak myślę sobie, że oprócz trzewików na rzepy, które już mamy w szafie, kupimy też i takie ze sznurówkami.
Póki co, Maja jest zafascynowna Kamilką, która... sznuruje buty.

Przypadkiem trafiłam na tą pozycję w naszej bibliotece.
 
Kamilka sznuruje buty. Alime de Petigny.Nancy Delvaux.Grafag.

Książeczka jest świetna, jak wiele francuskich wydań np.:  seria książeczek o Amelce, za którą moja córka przepada.
Jak tytuł wskazuje, dziewczynka uczy sie sznurować buty i nie tylko. Próbuje sama się ubrać, bo chce zrobić mamie niespodziankę.



Jej poczynaniom przygląda się misiaczek, który też zostanie ubrany przez Kamilkę.
A na koniec - sznurowanie butów.


Nie dość, że mamy instrukcję jak to robić ( na wypadek, gdyby ktoś nie potrafił) to na okładce tytułowej mamy "buta"... ze sznurowadłem, na którym z powodzeniem możemy ćwiczyć z naszą Pociechą!

Niebawem ciąg dalszy z serii o Kamilce.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pink Transparent Star