wtorek, 9 września 2014

A czego nauczyło się Twoje dziecko?

 Dzisiaj post będzie krótki, ale  treściwy.

Dzieci uczą się tego, czego doświadczają:


  • Dziecko krytykowane uczy się krytykować
  • Dziecko otoczone wrogością uczy się agresji
  • Dziecko żyjące w strachu uczy się lękliwości
  • Dziecko zawstydzane uczy się poczucia winy
  • Dziecko zachęcane uczy się wiary w siebie
  • Dziecko otoczone wyrozumiałością uczy się cierpliwości
  • Dziecko otoczone miłością uczy się kochać innych
  




Jeżeli żyjesz w spokoju, Twoje dziecko będzie żyło w spokoju ducha.





























 Zainspirowana Dorothy Law Nolte.


poniedziałek, 8 września 2014

Przedszkole. Jak pomóc w adaptacji na początku?

Pierwsze dni w przedszkolu swojej pociechy, mogą być, większym stresem dla rodziców, niż dla dziecka.
Jak pomóc w adaptacji żółtodzioba - przedszkolaka na początku? 
Oczywiście, nigdy  nie rzucajmy na tzw. głęboką wodę dwulatka czy trzylatka. Co to oznacza? Nie zostawiamy dziecka od razu pierwszego dnia w przedszkolu - obcym mu miejscu,  na cały dzień. Chyba,  że ma za sobą doświadczenia  żłobkowe. Pewnie są wyjątki od reguł i fajnie, że są.

W większości przypadków "Świeżaki" powinny przejść tzw. okres adaptacyjny, przedprzedszkolny - zapoznawczy. Po godzinie, dwie, trzy.

Mój dorosły już Dwulatek, który wygląda na trzylatka, przeszedł etap adaptacyjny w przedszkolu i bardzo dużo mu to pomogło w pierwszych dniach. Nie wyobrażam sobie zostawić dziecko na cały dzień, z dnia na dzień, ot tak,  w obcym mu miejscu. Za miękka jestem. 

Adaptacja polegająca na zapoznaniu się z "ciociami-przedszkolankami", dziećmi, salą do zabaw, jadalnią, szatnią - swoją szafką w szatni, podwórkiem przedszkolnym  przyniosła z pewnością plusy. Tego jestem pewna.

A oto mój dzielny przedszkolak! Z medalem!



Synek, co prawda niechętnie rozstaje się ze mną w progu, później trochę marudzi, popłacze, ale znane jest mu środowisko dookoła i twarze nieobce, więc stres przechodzi przez to o wiele mniejszy. Tak myślę.

Niestety, relacja matka - syn jest inna, głębsza dosłownie i w przenośni niż syn - ojciec. Następnym razem moi mężczyźni będą sobie mówić do widzenia na progu sali przedszkolnej. Zobaczymy czy będzie "podkowa" na buzi.

Jakie dobre rady, pomocne w pomyślnej adaptacji dziecka w przedszkolu, otrzymaliśmy, my rodzice, na wejściu?
  • w pierwszych dniach, tygodniach,  warto zrezygnować z walki o nowe umiejętności, czystość, zjedzone posiłki
  • wyłączyć na czas pierwszych tygodni większych wrażeń czy życiowych zmian  np. przeprowadzki, rozstania-nieobecności-wyjazdy rodziców
  • okazać dla dziecka większe niż dotychczas zrozumienie; dla protestów, zmęczenia, łez, rozdrażnienia, żalu i innych emocji, których nam rodzicom trudno zaakceptować lub nie rozumiemy dlaczego nasze dziecko tak się zachowuje, a nie inaczej. Maluszek próbuje w ten sposób uporządkować swoje wewnętrzny i zewnętrzny świat.
  • wypracować wspólne rytuały; codziennie wspólne śniadanie, taka sama piosenka, historyjka itp.
Dzieci, aby czuć się bezpiecznie potrzebują i oczekują pewnych rytuałów, powtarzalnych czynności. To daje im poczucie bezpieczeństwa.

Czy pożegnać się? A może szybko uciec?

Co ważne, zawsze trzeba pożegnać się z Naszą Pociechą, ZAWSZE. Nie uciekać po cichu, z nadzieją, że dziecko się zajmie, zacznie bawić i zapomni o mamie. Nic z tych rzeczy! 
Na pożegnanie mówimy pa, pa, przytulamy, dajemy buziaczka. Stanowczo, ciepło, czule, aczkolwiek nie za długo. Krótko. 

 Bądźmy słowni

Ogromne znaczenie dla dziecka ma słowność przede wszystkim rodziców. Jeśli nie jesteśmy w stanie dotrzymać obietnicy, to nie obiecujmy, z nadzieją, że i tak zapomni. Jeśli mama obiecała, że przyjdzie po obiedzie - to obietnicy musi dotrzymać. Inaczej, dziecko może na długo stracić  zaufanie do mamy.

Dzieci mają tzw."gumowe ucho"

Kiedy wydaje nam się, że możemy spokojnie porozmawiać, poplotkować, bo dzieci na pewno nie usłyszą, bo np. są w drugim pokoju, oglądają z zainteresowaniem bajkę, to się mylimy.
Dziecko wychwyci w mig, o czym mama i tata rozmawia. I  nawet wtrąci swoje trzy grosze do rozmowy. Mówię Wam. Dlatego niezmiernie istotne jest wstrzymać się od komentarzy, zwłaszcza tych o negatywnym oddźwięku na temat naszego maluszka, przedszkola, czy wychowawczyni.
A warto, nawet celowo, wyrażać się pozytywnie na temat przedszkola i osób tam pracujących.

Bardzo ostrożnie też stosujmy argumentację przedszkolną, albo w ogóle odetnijmy się od niej.

Oto przykłady, złej komunikacji:
  • W przedszkolu to dopiero nauczą Cię jedzenia!
  • Jeszcze tylko dzisiaj i przez dwa dni nie będziesz chodził do przedszkola
  • Za takie zachowanie pani na pewno postawiłaby Cię do kąta
  • Bądź grzeczny, bo będę musiała Cię zaprowadzić do przedszkola
  • A czemu masz zły humor, przecież dzisiaj jest dzień wolny i nie idziesz do przedszkola
Wydaje się, że to taka niewinna argumentacja słowna, a jednak ma negatywny przekaz.

Jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. 

Niezmiernie istotny jest przepływ informacji, pozytywne nastawienie między rodzicami, a przedszkolem i wychowawczyniami.


poniedziałek, 1 września 2014

Prosty sposób na nudę.

Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Co robić w kolejne popołudnie? Deszcz leje jak z cebra, dzieciom wyczerpały się wszelkie pomysły na zabawę. 

Wyjmuję asa z rękawa i pytam: Malujemy farbkami?!
Odpowiedź u mnie w domu zawsze brzmi: Taaak! Niezależnie od nastroju i humoru.

Szybkie rozdanie kartek, podział pędzelków i rzucam temat malowania, ewentualnie dzieciaki same wymyślają. Cały czas doglądam. W ruch idą chusteczki higieniczne i zaczyna się malowanie, które przechodzi w tzw. ciapcianie czy hennę na rękach.
Tę na zdjęciu poniżej wykonał sobie sam mój synek. 

Maja lubi malować kulturalnie pędzelkiem, tudzież tworzy arcydzieła z chusteczek wyciapanych różnymi kolorami farbek. 

Hubert, z kolei, uwielbia malować  palcami i wszelkie ogólnie dostępne powierzchnie wkoło. To jest chyba jedyne zajęcie, podczas, którego potrafi usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż 5 minut.




Zabawa przednia, niewiele wymaga od nas kreatywności, a pobudza kreatywność i wyobraźnię u dzieci. A oto nam przecież chodzi; żeby nasze pociechy fajnie spędzały czas i miały satysfakcję ze swoich prac plastycznych.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Jak wybrać dobrą nianię dla swojego dziecka?

Jak wybrać dobrą nianię dla swojego dziecka?  

Celowo nie napisałam najlepszą czy idealną, bo takich nie ma. Odpowiedzieć na to pytanie mogę na podstawie własnego doświadczenia.



Gdzie szukać?

Nam trafiła się niania z tzw. polecenia. I o takie warto zabiegać. Zrób dokładny wywiad w otoczeniu. Pytaj się, rozglądaj. Najlepszym miejscem są: plac zabaw, okoliczne osiedla, fryzjerka, kosmetyczka, wychowawczynie w przedszkolu itp.
Tak! wychowawczynie w przedszkolu, kosmetyczki i fryzjerki - one mają większą wiedzę co się dzieje w wielu rodzinach, większą niż nam się wydaje - im opowiadamy najwięcej. 
Pytajmy w rodzinie. Może jakaś ciocia ma dobrą znajomą, która chętnie zaopiekuje się naszą pociechą.
Na szarym końcu zostawiłabym inne możliwości poszukiwań tj, portale ogłoszeniowe, agencje opiekunek itp. Nie twierdzę, że tam nie można znaleźć dobrej niani, ale istnieje większe ryzyko, że nie "trafimy".

Na co zwrócić uwagę przy pierwszym spotkaniu z nianią?

Po pierwsze, czy wypytuje o dziecko, którym się będzie opiekować. Czy próbuje nawiązać  na pierwszym spotkaniu z nim kontakt? - jeśli tak jest, to dobry znak. Jeżeli od razu na pierwszym spotkaniu kandydatka, przechodzi do kwestii finansowych, warto sobie odpuścić - takie jest moje osobiste zdanie.

Dobra niania powinna wypytywać się jak najwięcej o naszą pociechę, a nawet zaproponować  spędzenie czasu, po kilka godzin w tygodniu, zanim rozpocznie pracę "z dnia na dzień", na tzw. cały etat - jeśli my tego nie zaproponujemy.

Na jakimś popularnym portalu  przeczytałam, że jak od razu niania nie "złapie" kontaktu ze swoim przyszłym wychowankiem czy nie zaiskrzy między nimi, to trzeba szukać dalej. Nie do końca zgadzam się z tym. Małe dziecko, przyzwyczajone do mamy, może nie chcieć ot, tak nagle zostać sam na sam z nieznaną mu osobą. Na to potrzeba trochę czasu. Nie musi od razu zaiskrzyć i jest prawdopodobieństwo, że nie zaiskrzy.

W jakim wieku dziecko najlepiej zostawić pod opieką niani?

Z moich obserwacji wynika, że jest to okres około 9-10 miesięcy. Jest to czas, kiedy nasze dzieci łatwiej znoszą rozłąkę z mamą. Tak było u moich dzieci. Na przykład Majka w wieku 9 miesięcy bez problemu została w żłobku.
12 miesięcy i wzwyż, to czas tzw. lęku separacyjnego. Jest to okres, kiedy  rozłąka z mamą może być sporym wyzwaniem i stresem dla dziecka.
Oczywiście, nie ma jednakowej recepty dla wszystkich. Każde dziecko jest przecież inne.

Czy nasza pociecha przekaże nam informacje o swojej opiekunce?

Twoje maleństwo zostaje pod opieką niani.
Gdy po powrocie do domu, zastajesz brykającego, z iskierkami w oczach małego krasnalka, który wita Cię z uśmiechem... wtedy nie trzeba nadal analizować swojego wyboru. Emocje na twarzy naszej pociechy pokazują jak minęła godzina, dwie czy dzień z nianią. 
Mimo to, trzeba obserwować zachowanie dziecka podczas nieobecności niani; czy nie wydarzyło się coś niepokojącego, np. konkretne zachowanie, które się powtarza i Twoja matczyna intuicja podpowiada: coś jest nie tak, zareaguj.

Jakie Twoja niania ma zdanie na temat wychowywania dzieci?

Nie pytamy się zazwyczaj o to na pierwszej tzw. rozmowie kwalifikacyjnej, bo odpowiedzi mogą być wyuczone itp. 
Warto zapytać się o jej zdanie w tym temacie, jak wychowywała swoje dzieci, albo o pewien aspekt  w kontekście wychowywania (o ile je ma) w czasie luźnej rozmowy; na drugim i kolejnych spotkaniach. Takie informacje są na wagę złota.
Obserwuj, jak niania odnosi się do innych, do Twojego dziecka, jakie ma poglądy, czy z chęcią opowiada jak minął dzień z maluszkiem, czy zadaje pytania i co najważniejsze czy Twoje dziecko jest uśmiechnięte, najedzone i zadowolone.

Jeszcze jedna ważna kwestia. Pamiętaj, zawsze kiedy rodzice są w pobliżu, dziecko może pokazywać swojej niani, że to mama czy tata jest na pierwszym miejscu. W jaki sposób? Nie pozwoli dać się niani nakarmić, ubrać itd. Są takie sytuacje. I to jest zupełnie normalne. Nie trzeba od razu wysnuwać pochopnych wniosków. Tak bywało u nas. 

Niania mojego synka jest wspaniałą i mądrą kobietą, a za kilka dni nas opuści, bo Hubert rozpocznie edukację przedszkolną. Nie tylko opiekowała się nim, dbała, żeby dobrze zjadł, ale z cierpliwością znosiła jego wybryki, tłumaczyła i  pokazywała świat. Przez  ten rok wychowała go razem z nami. Mogę powiedzieć, że była członkiem rodziny. Zawsze mogłam i mogę z nią swobodnie porozmawiać na różne tematy.
A po powrocie z pracy, widząc uśmiech mojego chłopca, nie musiałam się pytać jak minął dzień.








czwartek, 21 sierpnia 2014

Przyroda pod lupą - przegląd leśnych, pieszych wycieczek. Część 2.

Przyroda pod lupą. Część II.
Jak wspomniałam w poprzednim moim poście, czas na krajoznawcze i przyrodoznwcze wycieczki leśne! A do lasu z domu mamy dwie minuty. I korzystamy.
Moje dzieci w lesie zamieniają się w grzecznych odkrywców, chowających tudzież szyszkę, suche liście, żołędzie i wszystko co wpadnie im w ręce, a nawet "liście" drzew iglastych.



 Maszeruje Dzielny 2 latek Odkrywca

Huba - grzybek pasożytujący na drzewie






Mech obrasta pnie drzew z północnej strony - pamięta się z pradawnych czasów harcerskich.




Sfotografować paprocie w lesie toż to obowiązek. Niestety krasnoludków pod nimi ani widu, ani słychu.







 I nawet słonecznik wyrósł w lesie!



I ślimak - obowiązkowy punkt programu.


- Mamo, wiesz, nauczyłam się wyglądają liście: klonu, żołędzia i jarzębiny. Wiem co to huba, pień drzewa, ściółka i gdzie rośnie mech.
Mój synek na to:
- Ja też, ja też umiem.



Oto podsumowanie leśnej, trochę edukacyjnej wycieczki.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Przyroda pod lupą - przegląd wakacyjny. Część 1.

W ramach projektu Przyroda pod lupą, postanowiłam sobie ambitnie, że będę uważna  na otaczającą nas przyrodę i bardziej uwrażliwię na nią moje dzieci. Wystarczyło napomknąć: o patrzcie,  tam! Mieć uszy oraz oczy szeroko otwarte, a możemy dotknąć, zobaczyć, powąchać i usłyszeć całe bogactwo otaczającej nas przyrody.



Nie obeszło się bez nosków. Pamiętam, jak za czasów przedszkolnych, w czasie wypraw do parku, "noski" z drzewa klonowego, były obowiązkowym elementem wystroju nosa czarownicy.



W poszukiwaniu skarbów.



Hmm.. tyle żółtych kwiatków. Pięknie.


Do zobaczenia następnym razem. Tym razem w lesie.

sobota, 9 sierpnia 2014

Kreatywne pomysły dla dzieci. Wyklejanki. Część 1.

Poniżej zamieszczam zdjęcia prac dzieci z przedszkola, w tym mojej Córki. Jest to pierwsza część z cyklu, ponieważ będę je zamieszczać systematycznie. 

Jeżeli brakuje nam, rodzicom, pomysłów na kreatywne spędzenie czasu, prace przedszkolaków mogą być inspiracją na stworzenie czegoś oryginalnego.

Zapraszam!

1. Praca mojej Córki. Jak zrobiony jest ten piękny motyl?
Środek wyklejony kaszą gryczaną, która może być pomalowana dowolnymi kolorami - farbkami, kolorowym sprayem.

  


2. Głowa clowna. Potrzebne: fantazja, wyobraźnia i ...kolorowe kółka. Praca mojej Córki.


3. Prace dzieci. Kogutki - jak je widzą maluszki.Wszystko: wyklejanki, dopasowanki.


 4.Czarny kot z dużymi niebieskimi oczami - zapewne Bonifacy:) Wydzieranka.


5.Wow! kosmos. Potrzebne jest: czarny/granatowy papier, farby plakatowe/kredki, pomysł i ... kosmos gotowy.



Proste i pomysłowe.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Posłuchaj mnie mamo

Dzisiaj zamieściłam na FB cytat z książki, którą czytam obecnie:

Brzmi mniej więcej tak:
(...) Po krótkiej rozmowie na jakiś temat chłopiec powiedział:
- Wiem, że bardzo mnie kochasz mamo,
- Oczywiście, że bardzo Cię kocham. Czy wątpiłeś w to?- spytała wzruszona.
- Nie, ale wiem, że naprawdę mnie kochasz, bo jak chcę z tobą porozmawiać, rzucasz wszystko i słuchasz mnie, usłyszała w odpowiedzi.(...)


Słuchajmy naszych dzieci. Słuchajmy uważnie, co mają nam do powiedzenia.Przez to dajemy im odczuć, że są dla nas ważne i w ten sposób budujemy ich poczucie własnej wartości.

Kiedyś usłyszałam od pani Iwony Opiełki-Majewskiej, wspaniałej kobiety, coacha i psychologa,  jaki  stosunek do swoich dzieci mają matki w np.Kanadzie. 
Jaka jest tam mentalność?
Otóż, kiedy dziecko coś mówi, lub chce powiedzieć, rodzice zamieniają się w słuch; dosłownie i w przenośni. Przerywają, na przykład, rozmowę telefoniczną, przepraszając rozmówcę, bo jej dziecko w tym momencie będzie mówić lub mówi.

Oczywiście, nie generalizuję, bo są wyjątki od reguł, jak wszędzie.

W czym rzecz? Jak jest u nas w Polsce? 
Z mojej obserwacji wynika, że dzieci się ucisza, mówiąc: nie teraz, widzisz mama rozmawia, potem porozmawiamy itd. 

A kiedy chcemy wrócić do rozmowy, to dziecko już nie pamięta co chciało powiedzieć, lub już nie chce z nami rozmawiać, bo czuje, że nie jest ono takie ważne. Przecież ważniejszy był rozmówca mamy.
I może się zdarzyć, że z ważnymi sprawami już nie przyjdzie do nas nigdy.
Dlatego dziecko jest takie ważne.
Kiedyś pokutowało powiedzenie: dzieci-ryby głosu nie mają. Mam nadzieję, że to przeszłość. Dajmy głos dzieciom i słuchajmy je uważnie. Dajmy im poczucie, że są ważne i kochane.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Wymarzona sylwetka, kondycja i samopoczucie z 7 minutowym treningiem

Mam coś, co Was może zainteresować.
Adresuję ten post zwłaszcza i głównie do mam, które chciałyby mieć w końcu swoją wymarzoną sylwetkę, a nie mają czasu na godzinne treningi czy dojazdy na siłownię lub fitness. Lub zwyczajnie chciałyby polepszyć swoje samopoczucie, zbudować kondycję czy wzmocnić ciało, a nie mają czasu i pieniędzy.

Firma Johnson&Johnson, w osobie Chrisa Jordana, Director of Exercise Physiology,Chris Jordan, promuje 7 minutowy trening, jako alternatywa dla m.in. zabieganych, zapracowanych mam:
 http://www.blogjnj.com/2014/01/make-every-minute-count-with-johnson-johnsons-official-7-minute-workout-app/

Wystarczy ćwiczyć 3 razy w tygodniu po 7 minut, aby zbudować wymarzoną sylwetkę i/lub wypracować kondycję i świetne samopoczucie.



Rejestracja przez stronę w języku polskim . Tutaj jest link do rejestracji:

Mało tego, jeśli dodatkowo chcesz sobie dorobić, zarobić, to możesz uczestniczyć w ich programie partnerskim 7 Minutowego Treningu (7 Minute Workout), polecając ten trening znajomym, rodzinie itd.

Płaci się 150 złotych na rok lub ok 30 zł na miesiąc( jak Ci wygodnie) i ćwiczysz, kiedy chcesz z osobistym trenerem. Ćwiczenia dobierane są indywidualnie na podstawie ankiety w Twoim koncie.

Polecam ten trening, bo znam osoby, które stosują 7 minutowy trening i mają efekty. Też dołączyłam.
Ktoś może po prostu nie uwierzyć i powiedzieć: ale ściema.
Nie, nie jest to ściema.

7 minutowy trening stosują, przy okazji zarabiając nie małe pieniądze czołowi marketerzy/blogerzy w Polsce i USA (stąd pochodzi program), ale też masę blogerów, oraz znane osoby jak siatkarz Maciej Kusaj, polska koszykarka Jolanta Sowińska-Broczek.

Kto wykreował i stworzył  7 minutowy trening?

Założycielem programu jest Chris Reid Mistrz Świata w Taekwondo (tutaj jest  wywiad  Jacka Dudzica z Chrisemkliknij) i Joel Theiren, który był topowym kulturystą odnoszącym światowe sukcesy  i trenującym właśnie w ten sposób. Joel również studiował cztery lata fizjologię na Uniwersytecie Concordia w Montrealu w Kanadzie oraz był i jest jednym z najbardziej poszukiwanych trenerów, który pomógł setkom osób osiągnąć sukces w bodybuilding ucząc jak ćwiczyć tylko 7 minut dziennie, 3 razy w tygodniu.
 
Jeśli nie chcesz sobie dorobić, zarobić  to możesz korzystać  z ćwiczeń na własny użytek za 1 dolara na rok. Robisz to tak: po zarejestrowaniu się piszesz na kontakt supportu, że chcesz z programu korzystać tylko dla siebie.To wszystko.

Jeżeli zdecydujesz się, że jednak chcesz zarobić, to robisz upgrade do pozycji Partnera 7 MINUTE WORKOUT płacąc miesięcznie jako osoba polecająca około 19,97$.

Jak wspomniałam, możesz być nie tylko użytkownikiem czyli osobą korzystającą z ćwiczeń przeznaczonych tylko dla Ciebie, ale i partnerem.
Co to oznacza? Za każda poleconą osobę otrzymujesz 50% prowizji. Jest to system partnerski.

Podsumowując, 7 Minutowy Trening to internetowy program treningowy, dobierany i opracowany indywidualnie dla każdego, kto chce ćwiczyć. W pierwszym kroku wystarczy, że wypełnisz ankietę. Na podstawie aktualnej wagi, wzrostu i stopnia zaawansowania oraz kilku innych czynników otrzymasz swojego osobistego trenera, który szybko wprowadzi Cię w świat ćwiczeń, jakie z pewnością pokochasz od pierwszej chwili.

Za dużo ćwiczeń i wyrzeczeń – bez potrzeby!

Przeprowadzane w klubach fitness badania, dowodzą, że 90 procent osób, uprawiających sport lub fitness ćwiczą stanowczo za dużo! Przez co wysiłek nie przynosi efektu, a uczucie wyczerpania szybko zniechęca do systematycznych ćwiczeń. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ po każdym wysiłku fizycznym, organizm, by się zregenerować, potrzebuje odpowiednio długiego wypoczynku. Warto pamiętać, iż odczuwalny ból mięśni znika najczęściej dopiero po dwóch, trzech dniach, jednakże w tym czasie mięśnie adaptują się do kolejnego wysiłku fizycznego, co powoduje, że wzrasta nasza siła i jednocześnie zachodzi proces budowy masy mięśniowej. Większość ćwiczących osób za krótko odpoczywa, nic więc dziwnego, że po długich ćwiczeniach szybko odczuwa olbrzymie i narastające zmęczenie, przez co po jakimś czasie po prostu z nich rezygnuje, tłumacząc sobie: to nie dla mnie!

Niemęczące ćwiczenia – fikcja czy prawda? Na czym polega 7 Minutowy Trening?

Joel Theiren uczy, w jaki sposób ćwiczenia są dla nas przyjemne, a jednocześnie bardzo skuteczne. Nie należy jednak dać się zwieźć pozorom – 7 Minut Trening – to bowiem nie przelewki, to prawdziwy, bardzo rygorystyczny program, podzielony na odpowiednie poziomy, w zależności od indywidualnej sprawności fizycznej każdego uczestnika programu. Wysiłek, który prowadzi do tak zwanego pierwszego załamania mięśni, czyli do granicy ich wytrzymałości dla ćwiczącego jest więc ogromny, lecz zarazem bardzo krótki. Dzieje się tak, gdyż za pomocą tylko jednego rodzaju ćwiczeń oddziałujemy na jedną konkretną partię mięśni – bicepsów, ud, brzucha itd.. Warto więc pamiętać, aby nie ćwiczyć przez cały czas tylko jednej partii mięśni. Mięśnie bowiem muszą odpoczywać! I to odpowiednio długo, a czas regeneracji dla każdego organizmu jest inny. Dlatego po ćwiczeniach Joel Theiren stosuje i zaleca odpowiednio długą przerwę, konieczną dla regeneracji, adaptacji, odbudowy i zarazem wzrostu masy mięśniowej. Wypoczęci możemy podjąć następny trening, wiedząc, że przed kolejnymi ćwiczeniami będziemy mieli czas na regenerację sił fizycznych.

Nie ćwiczymy i chudniemy? Jak to możliwe?

Wydawać by się mogło, że przerwa w ćwiczeniach jest bezsensowna, ponieważ spowoduje ponowne odkładanie się tłuszczyku.. Nic jednak bardziej mylnego. Dlaczego? Gdy następuje budowa masy mięśniowej, mięśnie zużywają bardzo dużo energii, a więc samoistnie spalają zbędne kalorie. Co za tym idzie? Odpowiedź jest bardzo prosta – przyspieszony metabolizm organizmu prowadzi do spalania niepotrzebnych kalorii, w efekcie czego chudniemy również podczas relaksu. Wykorzystaj trening i przekonaj się sam, że to nie jest fikcja, tylko doskonale opracowany program. Jego skuteczność i efektywność potwierdziło już tysiące osób, które zgodnie ze wskazówkami Joela Theirena ćwiczą 7 minut, 3 razy w tygodniu i dzięki temu nabierają muskulatury, chudną, mają gwarantowany zastrzyk pozytywnej energii, pokonują swoje słabości i odkrywają, jak wielką przyjemność sprawiają ćwiczenia. Dlaczego tak się dzieje? Bo taki trening rzeczywiście działa.


Pisząc post skorzystałam z materiałów zamieszczonych na tej stronie.

czwartek, 31 lipca 2014

Nasze dziecko zaginęło. Zginęło mi w szkole. Zginęło w przedszkolu.

Czy Twoje dziecko będzie uczęszczało do przedszkola, albo do szkoły? Albo już jest przedszkolakiem? Może uczniem?

Czasem słyszymy od naszego dziecka; mamo zginęło mi w przedszkolu.
Hmm, jeśli znalazca będzie wiedział do kogo  należy "zguba" na pewno zwróci do właściciela.

Wychowawczynie, nauczycielki  proszą, aby podpisywać rzeczy osobiste swojego dziecka (oczywiście  w miarę możliwości): ubranka, pościel, poszewki na pościel, ręczniki, szczoteczkę do zębów itd. Z doświadczenia wiem, że większość rodziców  tego nie robi lub robi częściowo.

Takim sposobem,  moja Maja zagubiła w przedszkolu kilka drobiazgów. 
Podczas krótkiej edukacji żłobkowej mojego synka, w ubiegłym roku, przepadło, zginęło, pomieszało się z innymi, sporo jego ubranek. A butelkę do mleka codziennie odbierałam ... ale innego dziecka itd. Przykładów można mnożyć.

Poza tym, ile razy słyszymy w mediach, że dziecko zgubiło rodziców lub nasze dziecko zaginęło? 

No tak, powiesz, mi to się na pewno nie zdarzy. Ja pilnuję moje dziecko, nie to co Ci inni lekkomyślni rodzice. 

Ostatnio, podczas zabawy z innymi dziećmi na placu zabaw, moi znajomi, stracili z oczu dziecko. To była sekunda nieuwagi. Odnaleźli po około 30 minutach. Chłopczyk czteroletni, całe szczęście znał drogę do domu i wrócił sam zapłakany.

To wyobraźcie sobie, co teraz się dzieje na przykład na zatłoczonej plaży lub podczas festynów, przedstawień dla dzieci itd?

Rodzice muszą "mieć oczy" non stop dookoła głowy.

I tu z pomocą przychodzą spersonalizowane etykiety czy spersonalizowane naprasowanki dla dzieci.



Pochodzenia szwajcarskiego, firma Stickerkid 

stworzyła niebanalne, wytrzymałe na działanie czynników zewnętrznych tj., działanie mikrofali, prania w 60 stopniach w pralce czy zmywarce, naklejki na przedmioty osobiste i naprasowanki na odzież.

Produkt wydał mi się na tyle ciekawy i niszowy, że chętnie zgodziłam się na jego wypróbowanie, głównie z myślą o innych rodzicach.
Jako, że mam w domu Maję - przedszkolaka, zaczęłyśmy testowanie. 
Przetestowałam z córką taki oto zestaw:


 
Etykiety naprasowane na ubranie wytrzymały pranie trzykrotne w 60 stopniach! Producent twierdzi , że taka naprasowanka może wytrzymać nawet do 45 prań w 60 stopniach. Jeżeli chcemy się jej pozbyć naprasowujemy żelazkiem.

Plastykowe pojemniczki, często w których, Maja coś nosi do przedszkola były wielokrotnie prane w zmywarce i ani drgnęły. Dzięki oznaczeniu pojemnika, bez problemu panie w przedszkolu mogły zlokalizować właściciela pojemnika.


Jeśli kupuję coś dla Mai, to biorę to podwójnie i na odwrót. Brat  musi mieć to samo co Maja. Pozostaje mi szybki podpis - czyli ciach naklejka na butelce. Też  rozwiązanie. Zamiast szukać niezmywalnego pisaka, którego nie mam w domu.





Warto wspomnieć, że przy wyborze interesującego nas zestawu, a w następnej kolejności naklejki spersonalizowanej, możemy wybrać sobie: czcionkę,  kolor napisu, logo czy tła naklejki.
Chciałam się czegoś przyczepić, doczepić, ale nie specjalnie mi się to udało. Szwajcarska jakość i precyzja, po prostu.

Na stronie stickerkid.pl wypatrzyłam ciekawy produkt, którego nie testowałyśmy, ale wspomnę.
Opaska na rękę dla dziecka. Genialna sprawa.




Tak jak pisałam, idealna w lecie, kiedy wyjeżdżamy nad jezioro, nad morze, gdziekolwiek, gdzie są tabuny turystów i o zniknięcie naszej pociechy nietrudno. Wpisujemy na opasce, co chcemy i co wydaje nam się ważne w przypadku, nie daj Boże, zniknięcia naszej latorośli, na przykład: numer telefonu rodziców, imię dziecka.

Biorąc pod uwagę jakość wykonania i długi okres użytkowania etykiet czy naklejek Stickerkid, cena, która na początku może wydawać się wygórowana, jest adekwatna  do produktu , jaki oferuje producent.

A na koniec niespodzianka!
Dla zainteresowanych Czytelników mojego bloga czyli obserwatorów Google + lub fanów mojej strony na FBfirma Stickerkid przyznaje 10% rabatu na dowolny zestaw. Wystarczy podać w trakcie zakupu kod rabatowy: MAMAJAGA i 10% rabatu przyznane.
A zatem, kliknij w baner poniżej lub baner Stickerkid po prawej stronie, a zostaniesz przekierowany na stronę Stickerkid.

http://www.stickerkid.pl/pl_pl/







wtorek, 29 lipca 2014

Ojciec zapomina

Zanim zaczniecie strofować swoje dzieci i pouczać, przeczytajcie poniżej klasyczne już amerykańskie opowiadanie Ojciec zapomina, autorstwa W.Livingstone Larned. Obowiązkowa lektura dla każdego rodzica.


Przeczytaj, warto.

Posłuchaj, synu! Mówię do ciebie, kiedy śpisz, z małą łapką skurczoną pod policzkiem i jasnymi lokami przyklejonymi do wilgotnego czoła. Przyszedłem do twojego pokoju z własnej woli. Kilka minut temu, kiedy czytałem w bibliotece gazetę, przetoczyła się przeze mnie dusząca fala wyrzutów sumienia. W poczuciu winy stoję przy twym łóżku.

Oto, co myślałem, synu. Byłem dla ciebie ciężarem. Zrugałem cię, kiedy szykowałeś się do szkoły, ponieważ ledwie przetarłeś twarz ręcznikiem. Kazałem ci prosić o pozwolenie, byś nie musiał czyścić butów. Krzyknąłem ze złością, gdy upuściłeś coś na podłogę.

Przy śniadaniu też wytknąłem ci błąd. Rozlałeś coś. Pospiesznie przełykałeś jedzenie. Zbyt grubo posmarowałeś chleb masłem. A potem, kiedy zacząłeś się bawić, a ja szykowałem się do wyjścia, odwróciłeś się i krzyknąłeś: „Do widzenia, tato!” Spojrzałem na ciebie spod oka i w odpowiedzi powiedziałem jedynie: „Nie garb się!”.

Wszystko zaczęło się od nowa późnym popołudniem. Zobaczyłem cię już na drodze. Na klęczkach grałeś w kulki. Miałeś dziurawe skarpety. Upokorzyłem cię przy twoich kolegach, każąc ci maszerować przed sobą do domu. Skarpetki były drogie — gdybyś sam musiał je kupić, bardziej byś o nie dbał! Wyobraź sobie synu, tak pomyślałem.

Czy pamiętasz, jak później, kiedy czytałem w bibliotece, wszedłeś nieśmiało, z wyrazem bólu w oczach? Kiedy spojrzałem znad gazety, stałeś w drzwiach wahając się, czy wejść. „Czego znów chcesz?” — warknąłem.
Nie odpowiedziałeś, tylko przebiegłeś przez pokój jak burza i zarzuciłeś mi ręce na szyję, i pocałowałeś mnie, i twoje małe rączki zacisnęły się z uczuciem, które Bóg zaszczepił w twoim sercu i którego nie zabije nawet moje zaniedbanie. A potem już cię nie było — twoje nóżki tupały na schodach.

Tak, synu, wkrótce potem gazeta wysunęła mi się z rąk i chwycił mnie okropny, chorobliwy strach. Cóż za nałóg mną owładnął? Nałóg wynajdywania błędów i dawania reprymend — tak jakbym zapomniał, że jesteś tylko chłopcem. Ale nie dlatego, że cię nie kocham.  To dlatego, że zbyt wiele od Ciebie wymagałem. Oceniałem cię na miarę moich własnych lat.

A tyle było w twoim zachowaniu prawdy, dobra i delikatności. Twoje serce jest tak wielkie jak brzask nad wzgórzami. Było to widać, kiedy wbiegłeś, by spontanicznie pocałować mnie na dobranoc. Nic więcej nie liczy się tej nocy, synu. Przyszedłem pod osłoną ciemności do twojej sypialni i klęczę tu zawstydzony!

To kiepska pokuta. Wiem, że nie zrozumiałbyś tego wszystkiego, gdybym mówił do ciebie za dnia, kiedy nie śpisz. Ale jutro będę prawdziwym tatą! Będę twoim kumplem i będę płakać, gdy ty płaczesz, i śmiać się, gdy ty się śmiejesz. Ugryzę się w język, kiedy przyjdą słowa zniecierpliwienia. Będę wciąż sobie powtarzał jak zaklęcie: „On jest tylko chłopcem, małym chłopcem!” .

Chciałem widzieć w tobie mężczyznę. A jednak teraz, kiedy skulony śpisz na swym posłaniu, widzę, synu, że jesteś wciąż dzieckiem. Jeszcze wczoraj tuliła cię matka, trzymałeś głowę na jej ramieniu. Żądałem zbyt wiele, zbyt wiele.”

Zamiast potępiać ludzi spróbujmy ich zrozumieć. Zastanówmy się, dlaczego robią to, co robią. To o wiele korzystniejsze i bardziej intrygujące niż krytykowanie. To rodzi sympatię, tolerancję i uprzejmość. „Wiedzieć wszystko to wszystko wybaczyć.”

Jak powiedział dr Johnson: „Sam Bóg, proszę pana, nie każe sądzić człowieka aż do końca jego dni.”

Dlaczegóż więc ty czy ja mielibyśmy go sądzić?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Gdybym mogła od nowa wychować dziecko

Gdybym mogła od nowa wychować dziecko, to:



Częściej używałabym palca do malowania, a rzadziej do wytykania.
Mniej bym upominała, a bardziej dbała o bliski kontakt.
Zamiast stale patrzeć na zegarek, patrzyłabym na to, co robi.
Wiedziałabym mniej, lecz za to umiałabym okazać troskę.
Robilibyśmy więcej  wycieczek i puszczali więcej latawców.
Przestałabym odgrywać poważną, a zaczęła poważnie się bawić.
Przebiegłabym więcej pól i obejrzałabym więcej gwiazd.
Rzadziej bym szarpała, a częściej przytulała.
Rzadziej byłabym nieugięta, a częściej wspierała.
Budowałbym najpierw poczucie własnej wartości, a dopiero potem dom.

Nie uczyłabym zamiłowania do władzy, lecz potęgi miłości.

Podpisuję się pod tym, a  zainspirowała mnie  Diane Loomans

piątek, 25 lipca 2014

Mamo, nudzi mi się.

Ostatnio słyszę od mojej córki (pewnie gdzieś to podchwyciła): Mamo, nudzi mi się. 
I bardzo dobrze moje dziecko! - odpowiadam. 
Nie wiem czy dobrze czy źle odpowiadam. Tak po prostu. 
Wtedy widzę córki oczy pełne zdziwienia: Jak to? bardzo dobrze? Nie zorganizujesz mi czasu? - jakby chciała powiedzieć.

Nuda jest świetnym początkiem na pobudzenie kreatywności.


Nie włączam telewizji [w stylu: to puszczę Ci bajkę], nie narzucam jej: to zrób to, czy tamto. Nie myślę gorączkowo, co by tu wymyśleć dla mojej córki? Szkoda przecież, żeby się tak nudziła. Niech zrobi coś konstruktywnego itd. Nie! Wyleczyłam się z tego.

A co tam! Majka ma już prawie sześć lat.We wrześniu idzie do zerówki. Niech coś wymyśli. I wymyśla, albo razem wymyślamy. Trochę jej coś podpowiem i już .... jest pomysł. Zazwyczaj są to tzw. robótki ręczne z papieru czy malowanie farbkami. Czasem pomaga mi  gotowaniu czy sprzątaniu.
Zostajemy w domu, albo Majka wychodzi na rower, na spacer.

Zajęcia dodatkowe

Kiedyś miałam poczucie, że muszę zorganizować dziecku czas, tzn zajęcia dodatkowe; angielski, taniec, balet,  wyjście na teatrzyk - przynajmniej raz w tygodniu, zajęcia plastyczne, pianino, żeby tylko się nie nudziła.
Pewnego razu, córka mi oznajmiła, że dziś nie chce jej się iść na balet, bo chce pobawić się w domu, a poza tym już nauczyła się tańczyć w balecie i narazie jej to wystarczy.


Jak to? Zajęcia opłacone. Jakiś kaprys mojej córki!?
Nie! Wtedy dotarło do mnie, że to przecież tylko dziecko i chce pobyć w domu, pobawić się. Odpuściłam. Wypisałam z zajęć dodatkowych.

Czas



Szkoda mi, że muszę, niestety ograniczać czasowo moje dzieci, kiedy mają ochotę dłużej się pobawić, bo:
  • jutro do przedszkola
  • musisz wcześnie wstać
  • już wybiła ta godzina. 
Wtedy mówię: już koniec zabawy, a w  oczach mojego dziecka widzę błagalne: Mamo jeszcze chwilę.

Ograniczeniem czasowym typu: już koniec, bo musimy wychodzić, bo do szkoły, bo do przedszkola, bo nie ma czasu i inne "bo" zabija się kreatywność u dziecka. Tempo życia obecnie jest dla mnie za szybkie.

Kiedyś, moje pokolenie, żyło wolniej, spokojniej. Teraz wszędzie, mam wrażenie pędzimy i wiecznie nie mamy czasu na nic. Ja nie mam czasu. Za dużo priorytetów, nawyków, ważnych rzeczy, które... wydają mi się, że są ważne.

Łapię się na tym, że niekiedy nawet nie mam czasu wyjść z dziećmi na spacer. Zawsze znajdzie się jakieś "ale". A dzieci powinny obcować jak najwięcej z przyrodą, biegać po podwórku, jeździć na rowerze. Generalnie jak najwięcej zabawy na świeżym powietrzu.
I tu Ilonko dziekuję ci za wspaniałą inicjatywę, do której przyłączam się!



poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozmówki córki

Bohaterem dzisiejszego postu zostanie również mój 2 letni synek, który ma już gadane.



Dialog nr 1

Ja: Maju, prosiłam Cię, zabierz na swoje miejsce farbki, jak już nimi nie malujesz.
Córka: Mamo, teraz zajmuję się czymś innym, jak widzisz. Wszystko w swoim czasie.

Odpowiedziała mi rezolutnie moja córka.

Dialog nr 2

Hubertowi chyba spodobała się koleżanka Mai z przedszkola - Noemi.
I następnego dnia, zaraz po przebudzeniu w kółko powtarza Emi, Emi..
Ja: Noemi chyba?
Synek: Tak! Emi!
Ja: Koleżanka Mai..( i nie skończyłam zdania..)
Synek: Moja, moja!
Ja: Twoja Koleżanka? Nie Mai?
Synek: Nie. Moja, moja Emi.

Aha.

Dialog nr 3

Dzieci się bawią. Nagle Brat celowo, nie zdając sobie do końca chyba sprawy z tego co robi, uderzył klockiem Siostrę.

Mama: Przeproś siostrę.
Brat: pszepszaszam - mówi potulnie.
Siostra: Nie wybaczam! za dużo krzywd mi zrobiłeś dzisiaj. Nie!!!
Brat: Majo, Majo, pszepszaszam. I przytulił siostrę mocno.

Wszystko zostało wybaczone, aż do następnego razu..

Dialog nr 4

Córka po powrocie z przedszkola  - do mnie:

- Mamo, mam nowego przyjaciela!
- O, a  kto nim został?
- Patryk
- O, a jak to się stało?!
- Zrobiłam mu chłopięcy pierścionek. I teraz mnie bardzo lubi.
- A jak zrobiłaś ten pierścionek?
- Z papieru. Powiedział mi co chce i tak zrobiłam. Robiłam dziś  pierścionki dla prawie wszystkich dzieci (i tu poleciały imiona). Będę je może sprzedawać, to zarobię trochę pieniędzy.
- Sprzedawać? Pierścionki z papieru?
- No tak.. no wiesz, na niby.

No proszę , moja kreatywna córka, potrafi zaskarbić sobie inne dzieci pierścionkami.


piątek, 18 lipca 2014

Składam pozew rozwodowy w przyszłym tygodniu

Nad podjęciem tego tematu zastanawiałam się dosyć długo. Przecież, z założenia tematyka mojego bloga nie taka miała być. Miało być różowo, przyjemnie i pozytywnie. Takie blogi "lekko" i dobrze się czyta.
Generalnie, wolę szukać tych pozytywnych stron życia, niż na odwrót. Jestem optymistką. Chcę nią pozostać. Takim ludziom podobno łatwiej przechodzi się przez życie.
Dotychczas poruszałam na moim blogu tematy z pozoru na neutralnym gruncie, pozytywne, chwilami błahe. 
Czasem wydaje nam się, że temat jest beznadziejny, ale ja zawsze staram się wyszukać ten pozytywny aspekt całej sprawy. Przecież oto chodzi w życiu! Wychodzę z założenia, że nie ma nic złego co by na dobre nie wyszło.

Jaka może być reakcja osoby, która  słyszy: składam pozew rozwodowy.
- Co? Ale jak? Dlaczego? Może się jeszcze dogadacie. Szkoda by było. 


Ostatnio ten temat ciągle pojawia się w mojej głowie.
Jakiś czas temu przeczytałam u Ani z Zielonego Wzgórza, że już koniec jej małżeństwa, mąż odszedł. Pamiętam, jak pisała, że nie układa się między nimi i potrzebuje pomocy.
Pamiętam, jak Zwyczajna mama, walczyła o swoje małżeństwo.  I udało się.
Przeżyłam osobiście rozwód bliskiej mi osoby, w mojej rodzinie. 

Dlaczego  ludzie się rozchodzą? Powodów jest wiele. Każdy przypadek indywidualny.

Składam pozew rozwodowy w przyszłym tygodniu - usłyszałam to zdanie od mojej  koleżanki, Ani i zamurowało mnie. 

Wyjaśniła mi dlaczego. Decyzja podjęta po terapii małżeńskiej. Tak, podejmowali próbę ratowania małżeństwa. Nie wyszło. Nie udało się. Terapeutka wyraziła swoje zdanie: lepiej się rozstać, niż unieszczęśliwiać się nawzajem.

Okazało się, że Ania już przed ślubem miała wątpliwości. No, ale wcześniej byli tak długo razem i było im dobrze. Po ślubie będzie lepiej. Będąc wreszcie małżeństwem kupili na kredyt wspólne mieszkanie. Urządzili je. I wspólne tematy się skończyły. Niecałe trzy lata małżeństwa. Niby razem, a oddzielnie. 

Gdy Ania wyjeżdżała, cieszyła się  ztego powodu i nie tęskniła za mężem. Nie mieli wspólnych tematów do rozmowy. Każdy sobie. Przy oddzielnych laptopach, w ciszy. On nie zna nawet jej zainteresowań. Tyle lat! Nigdy o nic jej nie pytał, nie interesował się jej życiem, jej pracą itd. Nawet muzyki nie słuchali razem. Mają kompletnie inne zainteresowania, nie tylko te muzyczne.

Pytam; jak to możliwe, że byliście tyle lat razem? Tematy wspólne były, bo: była szkoła, ślub,  urządzanie mieszkania itp.
Nie mają dziecka. I bardzo dobrze. Przecież to dziecko najbardziej cierpi podczas rozwodu rodziców. 
Dobrze, że się rozchodzą. Jest szansa, że za jakiś czas, jedno z nich znajdzie tą właściwą przysłowiową połówkę. 

W związku jest się po to, aby być szczęśliwym, a nie unieszczęśliwiać się nawzajem.

Taka decyzja -  decyzja o rozstaniu dwojga ludzi, ich świadoma, obopólna, według mnie, świadczy o wzajemnym szacunku i odpowiedzialności. Dają sobie szansę na znalezienie szczęścia w życiu, a nie tkwienie w beznadziejności. 
Dla ludzi, którzy patrzą na to wszystko z boku, wydaje się irracjonalne, a tak być nie musi.



czwartek, 17 lipca 2014

Czy kiwi uczula?

Czy kiwi uczula? 


Tak. Posiada bowiem silny alergen, który powoduje obrzęk, pokrzywkę, swędzenie, a nawet problemy z oddychaniem u osób uczulonych. Uwaga: dotyczyć to może nie tylko alergików. Znam osobiście jeden przypadek osoby dorosłej.

Wczoraj okazało się, że moja córka jest wybitnie uczulona na ten owoc. Nie, nie skosztowała ani odrobiny kiwi. Całe szczęście!

Przygotowując koktajl razem z dziećmi w przedszkolu, Mai przypadła rola krojenia kiwi. Po chwili dostała pokrzywki na rękach, nad i pod oczami, powieki jej spuchły jak balony, zaczęły ją boleć: oczy i głowa. Wystarczyło dotknięcie owocu. Objawy pogłębiały się z minuty na minutę. 

Wychowawczyni Mai, po konsultacji telefonicznej ze mną, wezwała natychmiast karetkę. Po około dwóch godzinach objawy same zaczęły znikać. W szpitalu jednak spędziłyśmy trochę czasu.

Tak silna reakcja osłabiła organizm Mai. Nie miała siły chodzić przez dłuższy czas po ustąpieniu objawów bolały ją oczy. Dopiero, po kąpieli i dokładnym oczyszczeniu solą fizjologiczną oczu, objawy całkiem zniknęły.

W szpitalu poinformowano nas, że reakcja alergiczna może, ale nie musi,  powtórzyć się w ciągu kilku  godzin. Tak się nie stało. Póki co, Maja dostała silny steryd, na wszelki wypadek.

To zdarzenie przypomniało mi, jak Maja, mając dwa latka, wzięła do ust mały kawałek kiwi i oddała mi go, bo jej nie smakował. Po jego skosztowaniu, na ustach dostała mało widocznej pokrzywki. Od tej pory nie próbowała nigdy kiwi, bo zwyczajnie nie chciała, twierdząc, że jej nie smakuje. Wynika z tego, że dzieci instynktownie wiedzą, co jest dla nich dobre, a co nie.

Okazuje się, że osoby uczulone na kiwi, bezwzględnie nie powinny spożywać sezamu, papryki i wyrobów na bazie mąki żytniej, ponieważ te produkty spożywcze posiadają ten sam rodzaj alergenu co kiwi.

Szczęście w nieszczęściu. Dzięki Bogu, nie zdążyła wypić koktajlu na bazie kiwi. Nie chcę myśleć, co mogłoby się wydarzyć.
Przed nami, kolejne testy alergiczne, tym razem pokarmowe.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Pink Transparent Star